W grudniu 2018 wybrałam się na Martynikę. Z założenia miał to być wyjazd „po kosztach” a więc spanie w hostelach, hotelach nie wchodziło w grę. Poza tym na Martynice jest cały czas ciepło i spanie w 4 ścianach jest profanacją tego przywileju 🙂 Dzisiaj przedstawię Wam 4 „bezpieczne” plaże, na których udało mi się przespać „spokojnie” noce.
Dlaczego „bezpiecznych”? Na Martynice nie występuje zbyt duża ilość zwierząt, które mogłyby wyrządzić krzywdę człowiekowi. Martynika to nie Australia. Jedynym zagrożeniem mogą być ludzie, zresztą jak wszędzie i trujące drzewa . Przez 8 dni nie spotkała mnie żadna przykrość ze strony mieszkańców. Są to uśmiechnięci ludzie, żyjący skromnie i skorzy do pomocy pomimo tej wielkiej bariery językowej. Oni ni paniemajet po angielsku, a ja ni paniemajet po francusku. W gestykulacjach też nie jestem zbyt dobra. Może w przyszłości się tego nauczę, w sumie bardzo ważna umiejętność w podróży 🙂 Może polecicie jakieś warsztaty?
Na wstępie chcę Was uczulić, że spanie na plażach na Martynice jest zabronione, tak samo jak rozpalanie ognisk. Myślę, że jest to spowodowane życiem piaskowych krabiksów, których codzienność polega na kopaniu norek, szukaniu większych tylko po to, żeby na noc bezpiecznie się w nich zagrzebać i pójść spać. Takie rozpalenie ognia na plaży mogłoby je po prostu ugotować. A dlaczego nie namiot? Codziennie rano zaczyna się wygrzebywanie z piaskowych schronów. Taki krabiks próbuje się wydostać, wysypuje piasek z norki, próbuje wyjść, a tu się nie da, bo wyjście jest przygniecione. Dlatego czytając wcześniej o Martynice stwierdziłam, że mój hamak będzie idealnym rozwiązaniem, a ponadto zmieści się w bagażu podręcznym.
1. Anse Noire – czarna plaża i rafa koralowa
Ruszając z lotniska w stronę wschodnią pierwszą, kameralną miejscówką do spania na dziko jest zatoka z niezwykłą rafą koralową i czarnym piachem, która wieczorem się całkowicie wyludnia, a jedynymi ludźmi mogą być mieszkańcy/ turyści wynajmujący dom na plaży. My jednak na nich nie trafiliśmy.
Aby dostać się na Anse Noir, należy dojechać wpierw do Anse Dufour, z racji, że spanie na dziko jest tutaj raczej niemożliwe o tej plaży możecie przeczytać w”Rajskie plaże Martyniki”. Droga do zatok jest wąska i radzę nie zjeżdżać autem na dół, tylko zostawić je jakieś 400 m od dolnego parkingu. Wyjazd z samego dołu, o ile w ogóle się to uda, może zająć nawet i godzinę, a to dlatego, że parking przy tych popularnych zatokach jest mały i wszyscy parkują wzdłuż drogi, która w niektórych odcinkach, zwłaszcza blisko plaż, jest po prostu wąska. Więc wjeżdżając na górę, musicie potem cofać w dół i to tyłem 😀 Dla mnie to było nie lada wyzwanie, aż w końcu kierowca z auta na przeciwko wysiadł i mnie wyręczył 😀 Niestety nie szło im wytłumaczyć, że to wyjeżdżający mają pierwszeństwo, jak z wchodzącymi i wychodzącymi.
Następnie trzeba dojść do parkingu pod górę i schodami w dół wśród zarośli.
Na tej niewielkiej, kameralnej plaży jest dużo palm rozmieszczonych blisko siebie. Niestety, gdzieś zapodziały mi się zdjęcia z tego miejsca więc musi Wam wystarczyć to, co jest na street view.
2. Anse d’Arlet – z toaletą i prysznicem za 0,20 €
Zdecydowanie Anse d’Arlet jedna z moich faworytek, jeżeli chodzi o nocleg na dziko na Martynice. Nie wiem jak jest w tym miejscu podczas sezonu, ale w grudniu o 21 wszystkie knajpy są zamykane i można udać się na spokojny sen. Zaletą tej małej miejscowości jest toaleta dla turystów, w której za 0,20 € można się umyć, ogolić i wyprać pobierznie łachy.

Za 0,20 € – 15-minutowy dostęp do luksusu
Za 0,20 € zyskujecie 15-minutowy dostęp do tego luksusowego przybytku. Jak widać wszystko jest tu na przyciski, żeby przypadkiem zbytnio nie szastać wodą czy papierem toaletowym. O tyle, o ile papier toaletowy jest chyba nielimitowany, to woda w kranie może być włączona max. 4 razy. Mój patencik to 1 litrowe butelki na wodę, które napełniacie jedna po drugiej i dzięki temu macie jakieś 2-3 litry wody. Potem szybko trzeba się rozebrać, dobrze rozplanować mycie i do dzieła. Czas start macie 15 minut na ogarnięcie siebie!
PS. do kabiny nie potrzebujecie butów, spokojnie możecie stawać tam na boso, bo po każdym użyciu, kabina się zamyka, a w środku odbywają się czary mary i kabina znów jest czysta i zdezynfekowana.

Na tej plaży miałam chwilę grozy. Martynika leży blisko równika, więc dzień i noc są mniej więcej równe i o godzinie 18 robi się tam ciemno, jak w dupie. Mieścinki nie są oświetlone, jak Wrocław i po prostu jest naprawdę cieeeeeemno. Dodatkowo 90% mieszkańców Martyniki stanowią czarnoskórzy. Noce też nie należą do cichych, wszystko tam żyje. Cykadele świerszczą, ptaki się drą, po prostu jest głośno.
Leżąc w swoim hamaczku, co noc rozglądałam się za ciekawskimi, bo niestety ale lęki jakieś są. Namiot daje prowizoryczne poczucie bezpieczeństwa, hamak nie. Z racji, że w nocy jest harmider to nasłuchiwanie kroków nic nie daje, tym bardziej na piachu 😀
Tej nocy było dość duże zachmurzenie, a więc nie było też księżyca, który oświetla wyspę. Obudziłam się w środku nocy bo po prostu musiałam iść pod krzaczek TFU pod palmę 🙂 Lekko odsunęłam hamak, żeby zobaczyć czy coś widać i w tym samym momencie wyłonił się księżyc, który oświetlił mężczyznę, gapiącego się w mój hamak. Zamarłam w ułamku sekundy nagle odechciało mi się siku a że głosu z siebie też nie mogłam wydobyć to tak leżałam i czekałam. Po chwili facet sobie poszedł. Rano, gdy składaliśmy hamaki obudziliśmy bezdomnego, który spał obok nas na plaży. To on pewnie patrzył na nasze wiszące domki 🙂

To na tej plaży pierwszy raz miałam możliwość przyjrzeć się malutkim karabiksom, które od samego rana przekopują plaże, żeby mieć ten swój wymarzony, jednodniowy domek 🙂 Po prostu słodziaki…
3. Anse Corps de Garde – 3 plaże Martyniki
Zadziwiająca jest aktywność ludzi, i to tych starszych, którzy od samego rana biegają z czołówkami po plażach bądź szybko spacerują. Z pewnością zdrowy tryb życia mają we krwi.

Anse Corps de Garde zdecydowanie jest plażą, jak z ulotki biura turystycznego, a co najlepsze, nie jest to jedna plaża ale 3 oddalone od siebie o 10-15 minut drogi plażą. Tutaj spało mi się chyba najlepiej pod względem poczucia bezpieczeństwa. Plaże oddzielone są od drogi gęstym lasem, przez który prowadzi ścieżka edukacyjna. Niestety była nieczynna 🙂
Pierwsza z 3 plaż jest dość uczęszczana przez turystów, bo jest tam po prostu łatwy dojazd, niedaleko są toalety i prysznic. Kawałek dalej, idąc brzegiem jest druga plaża mniejsza i kameralna, na której zapewne w sezonie przesiadują goście hotelu położonego w połowie drogi między plażami. I wreszcie na końcu znaleźliśmy 3 plażę, która miała idealnie rozłożone palmy i była puściutka. Idealna miejscówka na nocleg.
4. Anse Ceron – wulkaniczna plaża pełna magii

Zbliżał się nieubłaganie zachód słońca i dla takich chwil warto spać na plaży. Szukanie noclegu jest o wiele łatwiejsze w dzień. Następnego dnia mieliśmy iść na wielogodzinny treking dookoła wulkanu a więc wypadałoby wcześnie wstać, toteż noclegu trzeba było szukać w północnej części wyspy. Jadąc wzdłuż wybrzeża na północ, mijamy ostatnią, „większą” mieścinkę Le Precheur. Jadać dalej, wzdłuż drogi dojeżdżamy do parkingu pod wulkanem. Na plaży jeden namiot, pali się ognisko i siedzą ludzie, turyści. Wydaje się względnie bezpieczna więc zostajemy.

Po wyjściu z auta zaparło mi dech w piersiach…. W około miliony malutkich świetlików, które wyglądały jak malutkie gwiazdy spadające z nieba do morza, do tego bezchmurne niebo i pięknie oświetlona
blaskiem księżyca plaża. Nie było możliwości odwrotu. Ta plaża jest kolejnym hostelem 🙂
Anse Ceron jest moją plażą nr. 1 pod względem noclegu. Położona jest tuż pod wulkanem, toteż piach jest czarny a i morze jest tu ciągle wzburzone. Przed wjazdem na teren stoi drewniana chatka, która w sezonie może robić za beachbar. Całą noc śpi tam chłopak pilnujący tego przybytku, a rano idzie do miasta. Zaletą tego miejsca są toalety i prysznice. Dla tych z Was, którzy są delikatni radzę iść w krzaki. Wchodzisz do kabiny, kibelek w stylu arabskim, czyli na kucaka i trzeba trafić w dziurę w ziemi 😀
Na tej plaży był kolejny niemiły incydent w sumie 1 z 2 🙂 Była niedziela rano, gdy pakowałam hamak, bo wypada pakować się przed świtem. Nagle nadjeżdża 5 samochodów głośno trąbiąc. Z aut wysypuje się dużo, jeszcze napitych chłopów. Wysiadają i coś krzyczą. Dobrze, że byłam już obudzona, bo inaczej bym spanikowała i uciekła bez hamaka 😀 Chłopaki po prostu wiedzą, że na nielegalu śpią tu turyści i robią im psikusa 🙂 Specyficzne poczucie humoru…. Para z namiotu w ogóle nie wychyliła z niego głowy, a druga para, która spała w aucie, odjechała z piskiem opon. Nam zaś panowie pokazali kciuk niczym „Lubię to” z faceboka. Więc już po strachu.
Anse Ceron – wulkaniczna plaża z maleńkimi mieszkańcami
Jeżeli lubicie zwierzaki, to na tej plaży zdecydowanie można z bliska poobserwować kraby leżąc na piasku. Fakt, faktem, że i pod waszym ręcznikiem będą one próbowały wydostać się na zewnątrz. Możecie je nawet pokarmić. Zabierają w swoje szczypce to co im dacie, do swoich norek 🙂 a potem chrupią w środku albo robią z datku drzwi.
A więc czy warto na Martynice spać na dziko?
Odpowiem krótko, zdecydowanie TAK! Spanie na dziko na Martynice jest niezwykłym doświadczeniem zarówno w sferze doznań wizualnych, jak i psychicznej wędrówce w głąb siebie. Dodatkowo, spanie w hamaku jest o wiele wygodniejsze niż w namiocie. Lewitując usypia się w mgnieniu oka.
Ale musiałabyć to ciekawa wyprawa. W życiu bym nie odważyła się spać w hamaku tyle czasu.
Ola nigdy nie mów nigdy 🙂 Jeżeli masz kogoś obok siebie zawsze jest raźniej, chociaż nie ukrywam, że głębokim snem nazwać tego nie można 😀
Nie ukrywam, że trochę mniejsze poczucie bezpieczeństwa daje hamak w porównaniu do namiotu ale niesamowita sprawa. Ja kocham spanie w hamaku. Zaraziłam tym kilka osób, bo wysypiasz się szybciej. Tylko musi to być dobry hamak, który pozwoli swobodnie w nocy się przewracać.