3500 m na weekend – Alpejski Schrankogel za 200 pln
3500 m na weekend – Alpejski Schrankogel za 200 pln

Siedziałam w pracy i nagle usłyszałam wodę w kaloryferze…I jak to nawija Łona w kawałku Kaloryfer:

…..To dziś, trudno tak na wstępie orzec. Żyłem z myślą, że jest jakoś późny sierpień może. Wczesny wrzesień, ale mimo wszystko lato w pełni, a tu jesień mi gruchnęła przez grzejnik. Taki wyrok bez sądu, bez prokuratorów. Następna jesień, strach pomyśleć która to już. Bez zapowiedzi, bez jednego słowa wcześniej.

Szczecińskie Ciepłownictwo mnie doświadczyło tak boleśnie….

…..Bo kaloryfer jest gorący – włączyli ogrzewanie. To nie jest miłe, nie jest dobrze, jest źle o tyle, że przyszła jesień. A ja ją znowu przeoczyłem. I znowu czas mnie nadgryzł. Ten czas co ma zęby nieliche. A wszystko przez ten kaloryfer…..

Po tej refleksji stwierdziłam, że jeszcze przed zimą trzeba się ruszyć, bo kto wie, czy znowu nie zrobią nam podszytego strachem Lock Downu. W myśl zasady myślę i działam, napisałam ogłoszonko na fejsbukowej grupie „Z Wrocławia w góry”, że szukam wędrowców o tęgiej kondycji do weekendowego wypadu na trzy i pół tysięcznik zwany Schrankogel.

Ekipa górska - schrankogel

O dziwo zebrała się spora ekipa, z której ostatecznie pojechaliśmy w 6 osób. Podzieliliśmy się na dwa auta, tak żeby kierowców było co najmniej dwóch. Wiadomo, jak się jeździ po całym dniu w pracy, gdy noc nastaje. Osobiście nienawidzę jeździć w nocy, bo po prostu jestem wtedy ślepa. Wszystkie suvy, które jadą w nocy, to zmora. Ich wysoko położone światła oślepiają całkowicie szczególnie jak siedzi na dupie taki burak w Audi…

Dobra dość frustracji, do rzeczy.

Dlaczego Schrankogel jest dobry na początek?

  • Pierwszą nieocenioną zaletą jest odległość zaledwie 900 km od Wrocławia, co idealnie nadaje się na weekendowy wypad.
  • Jest masywny i leży w pięknym miejscu.
  • Wysokość prawie 3500 m n.p.m.
  • Dość łatwe, ale wymagające kondycji wejście. Jakieś 200 m od szczytu zaczyna się wspinaczka górska wyceniona na I.
  • W okresie letnim nie jest wymagany sprzęt lodowcowy.
  • Morze gór widocznych ze szczytu.

Schrankogel to alpejski, drugi co do wielkości szczyt Alp Sztubajskich o wysokości 3497 m n.p.m. Położony jest zaledwie 900 km od Wrocławia, co sprawia, że jest naprawdę kuszącym, weekendowym kochankiem. A ja szczytowałam parę tygodni temu w Dolomitach (było minęło :(). O czym możecie przeczytać …..

Ciekawostka – Alpy Sztubajskie

Alpy Sztubajskie (Subaier) należą do masywu Alp Centralnych. Nazwa masywu pochodzi od doliny Stubai Tal, która leży w północnej części masywu. Sztubaje zbudowane są głównie ze skał metamorficznych: gnejs i łupek krystaliczny pokryty miejscami resztkami osadowych skał wapiennych. Główne szczyty wysokie:

  • Zuckerhütl (3507 m),
  • Schrankogel (3496 m),
  • Pfaffenschneide (3489 m),
  • Ruderhofspitze (3473 m,
  • Sonklarspitze (3467 m),
  • Wilder Pfaff (3458 m),
  • Wilder Freiger (3419 m),
  • Östliche Seespitze (3416 m),
  • Schrandele (3393 m),
  • Wilde Leck (3361 m),
  • Stubaier Wildspitze (3340 m),
  • Schaufelspitze (3333 m),
  • Breiter Grießkogel (3287 m),
  • Lüsenser Fernerkogel (3298 m),
  • Hocher Seeblastkogel (3235 m.

No to wio – ruszam w piątek

W ciągu tygodnia obserwowaliśmy pogodę w okolicach szczytu przez Web kamery <<tutaj>> . Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę za monitoringiem w takich miejscach. pogoda żyleta, nie ma co się zastanawiać. Zebraliśmy się z Wrocławia około 18 i dojechaliśmy na parking w Gries około 2. Parking jest ZA FREE, dokładnie tak, ani jednego centa nie trzeba płacić za świetny kibelek i miejsce do przekimania. Na szlak w kierunku schroniska wyruszyliśmy dość późno, bo około 8.20. Od samego początku towarzyszył nam wartki, górski strumień. Szlak do schroniska Ambergen Hutte jest prosty i kompletnie niewymagający a przy tym niezwykle urokliwy. Czas przejścia według znaków to koło 2 h. Nam znacznie udało się skrócić ten czas.

Schronisko Ambergen Hutte

Z Parkingu do schroniska idzie się około godziny. I raczej nie ma możliwości zgubienia się. Szlak jest dobrze oznaczony. Ciekawe są płoty, które prowadzą turystów przez elektrycznego pastucha. Wyznaczone są miejsca, w których można łapać, żeby otworzyć bramę bez kontaktu z prądem.

Alpejska dolina

Pastuch elektryczny
pastuch elektryczny
Schrankogel na weekend
Alpejskie krowy

Oznaczenie szlaku w alpaach

Samotna ławka

Schronisko jest naprawdę urokliwe a widoki z okna zapierające dech w piesiach. Cena za nocleg dla posiadaczy członkostwa Alpenverine jest zazwyczaj 50% niższe. I tak również było tutaj. Za noc od osoby zapłaciliśmy po 10 zamiast 23 euraczy. Co więcej, spod samego schroniska idzie kilka szlaków na pobliskie 2- i 3-tysięczniki, które mogą być celem kilkudniowego odpoczynku. Po pozostawieniu gratów w przechowywalni ogólnej, ruszamy na szlak. Jest 10:20. Późno, ale tak dobrze się siedziało w promieniach słońca, że nogi kategorycznie mówiły NIE!!!

Suszarnia w schronisku

Alepjskie dolina polodowcowa

Po wyjściu ze schroniska kierujemy się w lewo i docieramy do pierwszych, żółtych tablic, które wskazują kierunek dzisiejszej trasy. Trasa w pierwszych odcinkach przypomina szlak w Karkonoszach. Łagodny z niską roślinnością, przyjazny.

Selfie
to sem ja

odwzajemniona miłość

Na szczyt prowadzą dwa szlaki. Jeden jest łagodny ale bardziej niebezpieczny – giną na nim ludzie przez osuwające sią kamienie z piarżyska. Jazda jak na nartach ale o tym później. Warto tutaj mieć ze sobą kask, w ogóle muszę nauczyć się go ze sobą zabierać w nieznane góry. A Ty zabierasz ze sobą kask?

Schwarzenbergsee

Alepjskie kopczyki

Kocham to w Alpach, że szlaki są świetnie oznakowane. Szlaki były robione w myśl, że z jednego punktu musi być widać kolejny./ Jest to naprawdę świetne rozwiązanie. Tutaj szlak wyznaczany jest często po przez oznakowania na kopczykach.

Schrankogel

Schrankogel szczyt na weekend

W tle widać Holltal Spitze 3379 m. n.p.m. i chyba Mutterberger Spitze 3302 m. n.p.m. Te dwa szpiczaste szczyty z prawej strony kadru.

Schrankogel

Krajobraz z zielonego, karkonoskiego klimatu zmienia się w iście himalajski. Kopczyki z kamieni, szpiczaste szczyty w tle i masaaaaa kamieni! Co chwilę odwracam się do tyłu bo mam wrażenie, że tam za moimi plecami, jest całkiem inny świat. Wygląda „miękko” i przychylnie.

dolina przy Schrankogel

Po przekroczeniu 3000 m w głowie pojawia się lekka dawka %, pomimo braku jakiegokolwiek alkoholu. Głowa szaleje 😀 Teraz bardziej skupiam się na drodze, bo zaczyna się wspinaczka. Dość łatwa, dla każdego kto nie ma lęku przestrzeni i wysokości. Było kilka naprawdę „schizowych” momentów gdzie ekspozycja mogła dać się we znaki. Dwie dziewczyny z innej, niemieckiej ekipy zrobiły w tył zwrot.

Stromy szlak
Nachylenie terenu

Po około 4 godzinach dość hardego podejścia docieramy na szczyt. Jest tu kilka osób i oczywiście krzyż. Ogromny, monumentalny. Pod krzyżem w metalowej skrzynce jest dziennik, gdzie oczywiście zostawiamy po sobie wpisy 🙂

Na szczycie Schrankogel 3497 m n.p.m.

Schrankogel
krzyż na szczycie
Odpoczynek na szczycie

Ze szczytu rozpościera się widok na 4 strony świata. Dookoła tylko szum wiatru i morze szczytów. W północnej części widać okazały lodowiec Schwarzenbergferner . Podejrzewam, że gdyby pod nami były chmury to te wszystkie szczyty wyglądałyby jak płynące pod powierzchnią rekiny.

Swoją drogą o lodowcu Schwarzenbergferner jest kilka mrożących krew w żyłach opowieści o ludziach, którzy zginęli w szczelinach. Ale jest jedna z happy endem i to jakim. Kilka ładnych lat temu szedł przez ten właśnie lodowiec pocięty szczelinami 70-paro letni dziadzio, na nieszczęście wpadł do szczeliny. Spędziły tam 7 dni i nocy nim go odnaleziono. A pierwszym co powiedział do ratowników było „No nareszcie”. Ratownicy nie wiedzieli w jaki sposób chłop przeżył. Nie wychłodził się, nie odwodnił i nie doznał żadnych obrażeń.

 lodowiec Schwarzenbergferner

Po przerwie i naładowaniu baterii w alpejskim słońcu czas pożegnać Schrankogel i Marcina, który postanowił nocować na szczycie, schodzimy do schroniska. Z racji, że na szczyt prowadzą dwa szlaki postanawiamy zejść tym drugim, mniej stromym. Niestety, ale w tym wypadku mniej strome jest niebezpieczne usłane masą sypkich kamieni. Osobiście bardzo nie lubię schodzić w terenie, który osuwa mi się spod stóp i leci w dół o ile nie jest śniegiem. Metoda zejścia będzie kombinowana między kocimi ruchami a dupoślizgiem, jak na zdjęciu powyżej.

Zejście ze Schrankogel

To wszystko, te kamienie i głazy są ruchomą rzeką. Jeden zły ruch i lecisz w dół w lawinie ostrych kamieni. Na to zejście rekomenduję kask. Kilka tygodni wcześniej właśnie na tym zejściu miał śmiertelny wpadek. Grupa schodząca zrzuciła na znajdujących się poniżej turystów kamienie.

Jezioro lodowcowe

Zejście ze Schrankogel

Idąc tym szlakiem, z nadzieją spoglądałam za każdy zakręt, niczym surykatka wyciągam szyję, staję na palcach z nadzieją, że to już, to już na pewno koniec. Bardzooo nie przypadło mi to zejście do gustu. Pomimo, że miałam do czynienia z większymi piargowymi masywami, chociażby w Dolomitach to, to zejście było naprawdę UPIERDLIWE.

Widok ze Schrankogel

Wreszcie za jeziorem lodowcowym dostrzegłam koniec tego sypkiego szlaku. Najgorszy odcinek mamy już za sobą. Teraz tylko dwugodzinna droga do schroniska.

Zdecydowanie uważam, że Schrankogel ma potencjał na bycie polską górę weekendową. Jest blisko, jest dostępna bez sprzętu lodowcowego i wspinaczkowego. Wymaga jedynie dobrej kondycji, żeby na zejściu nie zabrakło sił, a co za tym idzie ostrożności i rozwagi przy stawianych krokach.

Mo Nika
Kocham góry, kocham morze a najbardziej lubię ten stan, gdy ze zmęczenia nie mogę już myśleć. Odkrywam zarówno życie na lądzie, jak i te znajdujące się pod wodą. Miłośniczka chałwy i sentymentalnego rapu.

Zerknij i tu :)

Bocchette – 3 dni zachwytów, strachu i potu cz.I

Bocchette – 3 dni zachwytów, strachu i potu cz.I

5 Comments

  1. Marta
    27 grudnia 2021 at 14:47

    Świetne zdjęcia!!!
    Bardzo ciekawy pomysł na weekend. Czytałam że na zjeść outlet którym Wy szliście giną ludzie bo jest „sypki” tak jak piszesz.

  2. Andre
    27 grudnia 2021 at 14:49

    Świetne zdjęcia. Kiedyś tam będe:-)

  3. Anna
    27 grudnia 2021 at 20:24

    Bardzo ciekawa i inspirujaca podróż :)) i cudne zdjęcia! Dzięki za ten wpis 🙂

  4. Martyna
    3 stycznia 2022 at 21:48

    Ekipa wygląda zacnie pozytywnie :0 Zdjęcia przepiękne! Faktycznie miejscami jak Himalaje a te kopczyki dodają uroku. A ten przystojniak w czerwieni o boszeeeeeeee 🙂

    1. Mo Nika Author
      17 stycznia 2023 at 08:24

      No co prawda to prawda 😀 Ekipa zacna, góry też zacne 😀 Dzięki Martyna

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *